Kiedy dotarłam do Viña del Mar, byłam lekko zmęczona podróżą. Wydaje się to niewybaczalnym stanem, bo przecież tak naprawdę nie robię nic oprócz jeżdżenia po świecie i oglądania go, co nie upoważnia do zmęczenia. Ale jednak ciągłe przewożenie się z miejsca na miejsce w końcu człowieka męczy. Większość ludzi, których poznałam, którzy podróżują dłużej, w takich momentach po prostu zostają gdzieś tydzień. Ja jednak nie mam sześciu miesięcy, ani tyle cierpliwości, więc najwięcej czasu w jednym miejscu spędziłam w San Pedro de Atacama, były to cztery dni, z tego jeden nieprzewidziany.
Viña del Mar jest idealnym miejscem na zmęczenie, bo nie ma tam wiele oprócz plaży. Wreszcie też trafił mi się miły hostel, a nie rozpadający się jak w Argentynie. Czułam się trochę jak leser, ale pozwoliłam sobie na to i trzy dni spędziłam jedząc lody w ogromnej ilości, siedząc na plaży, jeżdżąc rowerem i oglądając zachody słońca nad Pacyfikiem.
Na rowerze pojechałam do głośnego Valparaiso, miasta z ogromnym portem i ciasnym ulicami pełnymi wysokich budynków. Architektura Valparaiso jest szalona, jest tam wszystko obok siebie.
Trzeciego dnia pojechałam do Santiago z grupą studentów z Argentyny, których poznałam w hostelu. Pierwszy dzień w Santiago był pierwszym dniem maja, wszystko było zamknięte, co zmusiło mnie do kolejnego dnia chillu w Chile, ale dwa następne spędziłam na twardym zwiedzaniu miasta, które wbrew temu, co słyszałam wcześniej, jest zupełnie interesujące i miejscami niebrzydkie, chociaż krakowski smog to nic w porównaniu ze smogiem z Santiago.
Odwiedziłam piękny dom Pabla Nerudy, muzeum pamięci i dowiedziałam się całkiem sporo o historii Chile. Jedna super ciekawostka. W 1971 roku planowano w Santiago bardzo ważną konferencję. Z tej okazji miał zostać wzniesiony specjalny budynek, jednak budowa tego, który zaprojektowano miała potrwać dwa lata i kosztować mnóstwo pieniędzy. Prezydent jednak nie poddał się, wezwał przez radio cały naród do pracy i kilka tysięcy osób przyszło pracować dniem i nocą, tak, że nowoczesny, designerski budynek powstał w 275 dni. Pracowali tam wszyscy, nawet pozornie nieprzydatni na budowie, na przykład muzycy i aktorzy przychodzili umilić swoją sztuką pracę wolontariuszy.
Ostatnia ciekawostka, często temat pojawia się w small talkach z różnymi miejscowymi, jak malutka jest Europa. Sprawdziłam powierzchnię odwiedzanych krajów. Peru jest 4 razy większe od Polski (powierzchniowo, ludność to prawie 30mln, Polska prawie 40). Ogromna Argentyna jest prawie 9 razy większa i kierowcy ciężarówek śmiali się, gdy powiedziałam, że pewnie 10,12 godzin wystarczy, żeby przejechać Polskę od północy na południe. Argentyna ma około 8 tys kilometrów długości. (populacja 41mln). Chile, chociaż w najszerszym miejscu liczy sobie 170km, nadrabia długością i jest jak 2,5 Polski, mieszka tam 18mln ludzi. I nawet pozornie niewielka Boliwia, gdzie mieszka zaledwie 11,5mln ludzi, zajmuje terytorium, gdzie Polska zmieściłaby się 3,5 razu.
Żadna podróż w Europie nie będzie już daleka.








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz